Sunday, July 23, 2006

.boli.

cały ten wyjazd nad morze był jednym wielkim nieporozumieniem. nie powinnam była. ale ja? przemyślałabym to zawczasu? skądże. no to mam teraz: popękane serce oklejam plastrem bez opatrunku. przy zrywaniu też będzie bolało. wiem to doskonale.




cudownie było patrzeć na niego. jak zasypia. jak się budzi. jak je. jak myje zęby. jak śpiewa. jak się wygłupia. tylko serce pękło jak wtedy, na tym dicho, ta kobieta zawisła u jego szyi. potem jak łowiłam jego głodne spojrzenie, którym obmacywał Ankę. potem za każdym razem, gdy smarowali się kremem. i gdy pieścił jej udo. a ja- głupia. łykałam łzy, zaciskałam się w środku, żeby ukryć krew. z kamienna twarzą. lub jeszcze gorzej- z uśmiechem.

wiem, mnie nigdy nie rozbierze wzrokiem. nie przyśnię mu się nieprzyzwoicie. nie wywołam drżenia kolan. wiem dobrze, nie jestem apetycznym kąskiem. młodym, chudym mięskiem do schrupania. wiem i to też boli. a ja przecież mogłabym mu tyle dać! ja mogłabym go... kochać. całym sercem. zrobić dla niego wszystko. odpędzać jego potwory, bić w bęben jego serca. odkrywać z nim świat. auuuuuu!

tylko że dla niego, znaczy to dokładnie nic.




ktoś znający sprawę powiedział kiedyś: "nie jest Ciebie wart"
chciałabym mu wierzyć.

No comments: