Monday, October 22, 2007

.balkan.?.

nie wiem czy zapisywanie tego, co w chwili obecnej dzieje sie w mojej głowie ma jakikolwiek sens. musiałabym być co najmniej jamesem joycem. kawalkadą mniej lub bardziej idiotycznych pomysłów, zrywów serca i myśli przebijam nawet molly. jest tak: rozstaliśmy się. właściwie powinnam napisać "rzuciłam go", ale w związku z mająca miejsce sytuacja nie byłoby to do końca takie zasadnie. niby to ja podjęłam decyzję o zakończeniu tej farsy, ale nieodparcie przeczuwam (i wiem poniekąd), że on w swoimi wnętrzu rzucił mnie już dawno. jeśli w ogóle kiedyś naprawdę tam ze mną był...

jest tak, że nie chce mieć dłużej brata. chcę mężczyzny. związek który nie istniał całkowitym swoim rozpadem wypchnął mnie poza nawias. sproszkowało mnie permanentnie i za chiny nie chce posklejać. no przecież, czy jak się kogoś widuje raz na dwa miesiące to można to nazwać byciem? nie rozumiem tylko, czemu czuję się taka samotna, skoro przecież tak naprawdę to wszystko istniało tylko w mojej głowie?

czemu?