Monday, October 22, 2007

.balkan.?.

nie wiem czy zapisywanie tego, co w chwili obecnej dzieje sie w mojej głowie ma jakikolwiek sens. musiałabym być co najmniej jamesem joycem. kawalkadą mniej lub bardziej idiotycznych pomysłów, zrywów serca i myśli przebijam nawet molly. jest tak: rozstaliśmy się. właściwie powinnam napisać "rzuciłam go", ale w związku z mająca miejsce sytuacja nie byłoby to do końca takie zasadnie. niby to ja podjęłam decyzję o zakończeniu tej farsy, ale nieodparcie przeczuwam (i wiem poniekąd), że on w swoimi wnętrzu rzucił mnie już dawno. jeśli w ogóle kiedyś naprawdę tam ze mną był...

jest tak, że nie chce mieć dłużej brata. chcę mężczyzny. związek który nie istniał całkowitym swoim rozpadem wypchnął mnie poza nawias. sproszkowało mnie permanentnie i za chiny nie chce posklejać. no przecież, czy jak się kogoś widuje raz na dwa miesiące to można to nazwać byciem? nie rozumiem tylko, czemu czuję się taka samotna, skoro przecież tak naprawdę to wszystko istniało tylko w mojej głowie?

czemu?

Tuesday, May 08, 2007

.melquiades.zdradza.tajemnicę.swojego.wyglądu.

Wyobraź sobie ogród o zmroku. Księżyc w pełni oświetla ścianę, która cala porośnięta jest bluszczem. Cisza. Czasem tylko możesz dosłyszeć pohukiwanie sowy. Wtem... dostrzegasz w ogrodzie sylwetkę mężczyzny. Jest wysoki. Wyższy od Ciebie. Tak, ze gdybyś wtuliła się w jego ramiona, poczułabyś bicie jego serca.

Podchodzisz wiec bliżej i dostrzegasz błysk w jego lewym uchu. Zastanawiasz się, co to może być.
I chcesz, musisz sprawdzić... Podchodzisz wiec jeszcze bliżej...


Będąc juz kilka kroków od niego zauważasz, ze mężczyzna ma dłuższe włosy. Dłuższe niż się tego spodziewałaś, ale nie przeszkadza Ci to, a nawet stwierdzasz, ze podobają Ci się. Wygląda w nich męsko... Wtem mężczyzna obraca głowę i na krotka chwile wasze spojrzenia krzyżują się... To dziwne, stwierdzasz, ale wcale się go nie boisz... A ciekawość, chęć rozpłynięcia się w jego spojrzeniu, intrygującym spojrzeniu, karze Ci stawiać kolejne kroki. Podchodzisz wiec bliżej. Bosymi stopami wyczuwasz trawę. I zdajesz sobie również sprawę z faktu, że z każdym krokiem Twoje serce bije szybciej.

Jesteś juz blisko, na wyciągnięcie reki. I wtedy, po raz kolejny, wasze spojrzenia krzyżują się. Zielone, błyszczące oczy mężczyzny emanują łagodnością i bezpieczeństwem... Ale jednocześnie dostrzegasz w ich lewym kąciku jakby iskierkę... jakby zapowiedz ogromnych pokładów pasji... Ze zdziwieniem, ale i z niejaka przyjemnością stwierdzasz, że Twoje ciało drży, a serce bije jak szalone. Uświadamiasz sobie, że za chwilę uczynisz kolejny krok, pozwalając sobie na przekroczenie granicy.

I kiedy wasze ciała są juz blisko, niemal się dotykają, mężczyzna odzywa się tymi słowy:

"dobranoc Urszulo… i pamiętaj... że ilekroć wyobrazisz sobie ten ogród, ja tam będę." Jego glos wzbudza w Tobie fale dreszczy... Czujesz się nawet trochę zakłopotana, ponieważ jego niskie, głębokie brzmienie sprawia... że zaczynasz mieć... mmmmm... pewne myśli... a Twoje ciało reaguje zgodnie z nimi...

W chwili, gdy zostaje juz tylko jeden, jedyny krok, mężczyzna odzywa się po raz ostatni: "Żegnaj...do zobaczenia". I odchodzi, znikając w objęciach nocy.

A Ty... zostajesz w ogrodzie. Z uczuciem niesamowitej ekscytacji, z sercem bijącym jak oszalałe i szybkim oddechem. Zaintrygowana tym niewątpliwie niecodziennym spotkaniem. W duchu pragnąca spotkać tego mężczyznę jeszcze raz...

Saturday, December 16, 2006

.po.burzy.


kilka minut wystarczy, żeby cały mój kramik wywalić do góry nogami, dokładnie przetrzepać i odstawić na miejsce. "słabość jest siłą co chroni twój świat"? bzdura.

.w.cichości.

są takie dni, kiedy wydaje mi się, że zamarznę przez niego. jak dzisiaj. jakby mi skóra szroniała. jednym głupim "właśnie w takich momentach utwierdzam się w przekonaniu, że nikt mnie nie zna. tylko ja sam" wylał na mnie wielkie wiadro morderczo zimnej wody. jesteśmy ze sobą tak krótko. właściwie gdyby zliczyć z tych trzech miesięcy dni, które spędziliśmy razem, wyszły by z tego niecałe dwa tygodnie. wiem, nie znam go dobrze. ale i nie mam szans poznać, gdy on takimi nagłymi cięciami zamyka mi drogi do siebie. stało się i nie odstanie. teraz ja siedzę w ciszy pociągając nosem, a on suszy pewnie kolejną szklankę piwa w towarzystwie swojego przyjaciela. ta sytuacja prowadzi do nikąd. wiem, że moje urażone milczenie nie rozjaśni mu w głowie. wiem to, a nie potrafię się przemóc.


sama nie wiem, skąd mi się bierze ta wiara, że te ten mój marny płomyczek kiedyś go roztopi.

.strofa.pasji.pełna.


Daniel Mark Epstein

"Nocny medalion"

Moja ukochana jest ostrzejsza niż nowo odkryta prawda,
niż otwór po pocisku w grubej szybie,
zima łamie na niej swe kły, słońce rani o nią dłonie.
Jest zbyt gorąca dla plaży, złocisty piasek
zamienia się pod nią w biały kryształ.
Jest dumna, a księżyc w pełni służy jej za zwierciadło.
Kiedy odwraca się do mnie, oglądam jej twarz
w falującym oknie niebios,
a gdy podchodzi boso do mojego łóżka,
ze świeca w dłoni,
elfy pląsają w snopie światła mego serca.
Gorejąca świeco, oczyść mą duszę z podstępnych myśli.
Jest młoda, a ja pragnę napełnić ją swym światłem.

Thursday, December 14, 2006

.świąteczna.rospusta. vol 1



ku pamięci:

Teoria-
0.5 kg mąki
0.25 kg miodu (absolutnie i bezdyskusyjnie naturalny, "podróbki nie zniese")
0.25 kg cukru
5 dag masła
2 łyżeczki sody oczyszczonej
2 jajka
1 łyżka przyprawy do piernika

Praktyka-
Mąkę wsypać do garnka, dodać sodę. W rondelku rozgrzać miód, masło i przyprawę do piernika (powinna być gorąca na granicy wrzenia). Gorący miód wlać do mąki, wymieszać.
Trochę ostudzić. Dodać cukier i jajka. Wyrobić ciasto – najpierw łyżką, potem rękami – jak na pierogi. W razie potrzeby dodać mąkę – ciasto powinno być dość twarde.
Wałkować, wycinać, ozdabiać (przed lub po wypieczeniu). Piec w temperaturze 180 – 200 st. C. 10 do 15 minut.


co to za maniera jest, że wszyscy: jak już pierniczek, to że koniecznie sercem musi być. nie rozumiem.

.kosmiczne.gówno.

5000 lat minęło od ostatniego wpisu. zapuściłam się. gdybym nogi zapuszczała tak samo jak tego bloga, miałabym już zimowe kalesony. szczęściem oba zapuszczenia są osobne, bo temperatury za oknem nie wymagają dodatkowego dogrzewania dolnych partii ciała. wstyd mi. tak bardzo wstyd, że w połowie zdania zapomniałam o czym chcę pisać.

lecytynka się kłania. wrrr

Saturday, July 29, 2006

... .and.Mrs.Lentilek.

.Mr. ...

.baywatch.

piękni dwudziestoletni przełamują fale.

.go.fuck.urself.

bartek w akcji = nowy fakers do kolekcji



ciągle zbieram. nowe okazy mile widziane ^^

Sunday, July 23, 2006

.boli.

cały ten wyjazd nad morze był jednym wielkim nieporozumieniem. nie powinnam była. ale ja? przemyślałabym to zawczasu? skądże. no to mam teraz: popękane serce oklejam plastrem bez opatrunku. przy zrywaniu też będzie bolało. wiem to doskonale.




cudownie było patrzeć na niego. jak zasypia. jak się budzi. jak je. jak myje zęby. jak śpiewa. jak się wygłupia. tylko serce pękło jak wtedy, na tym dicho, ta kobieta zawisła u jego szyi. potem jak łowiłam jego głodne spojrzenie, którym obmacywał Ankę. potem za każdym razem, gdy smarowali się kremem. i gdy pieścił jej udo. a ja- głupia. łykałam łzy, zaciskałam się w środku, żeby ukryć krew. z kamienna twarzą. lub jeszcze gorzej- z uśmiechem.

wiem, mnie nigdy nie rozbierze wzrokiem. nie przyśnię mu się nieprzyzwoicie. nie wywołam drżenia kolan. wiem dobrze, nie jestem apetycznym kąskiem. młodym, chudym mięskiem do schrupania. wiem i to też boli. a ja przecież mogłabym mu tyle dać! ja mogłabym go... kochać. całym sercem. zrobić dla niego wszystko. odpędzać jego potwory, bić w bęben jego serca. odkrywać z nim świat. auuuuuu!

tylko że dla niego, znaczy to dokładnie nic.




ktoś znający sprawę powiedział kiedyś: "nie jest Ciebie wart"
chciałabym mu wierzyć.

Saturday, July 22, 2006

.samolubnie.

Ja nie tęsknię za nikim, i nie kocham nikogo. Robię to, na co właśnie mam ochotę. Noszę z wiśni kolczyki, chodzę jaką chcę drogą. Napotkanym znajomym głupstwa plotę.